Dziennikarka i pisarka Miriam Toews to jedna z najbardziej znanych współczesnych kanadyjskich autorek, która za swoją twórczość została uhonorowana m.in. Orderem Manitoby, najwyższym cywilnym odznaczeniem przyznawanym przez władze prowincji jej obecnym lub byłym mieszkańcom. Jej najsłynniejszą powieścią jest Głosy kobiet, wstrząsająca historia menonitek – Toews zna to środowisko, sama się w nim wychowała. Za ekranizację Głosów kobiet wzięła się kanadyjska scenarzystka, reżyserka i aktorka Sarah Polley, która za swoją pracę otrzymała Oscara w kategorii najlepszego scenariusza adaptowanego a sam film był również nominowany do najlepszego dzieła 2023 roku.
Nakładem Wydawnictwa Czarne ukazały się dotąd trzy powieści Miriam Toews. Wspomniane Głosy kobiet, Wszystkie me daremne żale oraz Z ogniem, którą otrzymałam od Wydawnictwa, za co ogromnie dziękuję, bo była to doskonała lektura, która na długo zapadnie mi w pamięci.
Głównymi bohaterkami Z ogniem są dziewięcioletnia Swiv, która jest też narratorką powieści, jej wybuchowa mama Mooshie oraz schorowana, ale niepoprawnie radosna i nieuznająca żadnych autorytetów babcia Elvira. Cały tekst to list, jaki Swiv pisze do swojego nieobecnego ojca, który opuścił rodzinę. Opowiada mu w nim co się dzieje w domu i jak trzy bohaterki radzą sobie z trudnościami i zdrowotnymi kłopotami tak, by być dla siebie wsparciem, a jednocześnie nie zwariować w ich malutkim, dysfunkcyjnym środowisku. Swiv pomaga w opiece nad babcią, kąpię ją, podaje leki, przepiłowuje jej zbyt grube książki, które ta uwielbia czytać, ale schorowane dłonie nie radzą sobie z trzymaniem w nich co bardziej opasłych pozycji. Mama, w zaawansowanej – i niechcianej – ciąży usiłuje uporać się z swoją porywczością i nadwrażliwością, a Elvira uczy wnuczkę jak walczyć o szczęście w życiu oraz jak traktować je z należytym przymrużeniem oka:
“Bycie żywym oznacza pełny kontakt z absurdem.” (strona 171)
Z ogniem to przepiękna, niezwykle mądra emocjonalnie książka, która choć jest dość chaotycznie napisana (pamiętajmy, wszystko spisuje dziewięciolatka), ma w sobie mnóstwo uroku i wywołuje w czytelnikach całą kaskadę emocji od wybuchów śmiechu po wzruszenie. Elvira kipi energią, niczego się nie boi, bezwzględnie chce żyć na własnych warunkach. Swiv ogromnie się wszystkim przejmuje – bo jest dzieckiem, od którego obydwie dorosłe kobiety oczekują ogromnej jak na jej wiek odpowiedzialności (szykowanie babci leków, pilnowanie czy je wzięła, kupowanie jej biletów na samolot) a Mooshie świat na przemian rozsypuje się na drobne kawałeczki po to, by za moment znów brać się w garść.
Powieść Toews aż kipi od doskonałych, rubasznie-humorystycznych momentów, które często okraszone są mówiąc delikatnie dosadnym językiem i sarkastycznymi puentami Swiv. Dziewczynka z jednej strony kocha swoją rodzinę, z drugiej jednak czuje się w niej jak w domu wariatów i ma wrażenie, że jest jedyną poważną osobą w swoim otoczeniu. Elvira usiłuje żyć po swojemu na przekór własnemu zdrowiu i kondycji, ale czasami również na przekór martwiącej się i czującej się za nią odpowiedzialną wnuczce. Swiv momentami brakuje dystansu do mamy i babci, ale jest to zrozumiałe – dziewięciolatka ma na głowie zdecydowanie za dużo jak na osobę w tym wieku i nie zawsze dobrze sobie z tym radzi, co generuje w niej napięcie. Ponadto, bardzo brakuje jej emocjonalnej stabilizacji, czym żadna z dorosłych kobiet w jej życiu zdaje się do końca nie przejmować. Elvira, choć kochana i bardzo mądra, skupiona jest głównie na podsumowywaniu własnego życia, mama na pracy, ciąży oraz swoich psychologicznych górach i dołach, a Swiv jest często pozostawiona na pastwę własnych emocji i dziecięcego rozumienia świata, które bywa dla niej źródłem niepokoju.
“(…) a potem mama przestała mówić i wreszcie stała w milczeniu jak normalny człowiek, więc tak mi ulżyło, że prawie się rozpłakałam.” (strona 212)
Dziewczynka jest doskonałą obserwatorką świata na około siebie, świetnie też odczytuje dorosłych, co tylko dobitnie pokazuje, że żyje głównie wśród nich i brakuje jej dziecięcego, beztroskiego spojrzenia na świat. Momentami jest dorosłym dzieckiem, co, jak już wspomniałam, odbija się negatywnie na jej emocjach.
“Lou wyglądał jednocześnie na wesołego i smutnego. To u dorosłych częste, bo dorośli są zajęci, więc muszą robić wszystko na raz, nawet czuć różne rzeczy.” (strona 195)
Głównym przesłaniem Z ogniem jest to, że chociaż bywa trudno, że chociaż nie zawsze trzy bohaterki rozumieją się nawzajem, bezwzględnie mogą na siebie liczyć. Powieść pokazuje, że nie istnieje właściwy model rodziny, że nie ma czegoś takiego, jak jedyny, odpowiedni sposób zachowania, że świat jest pełen odcieni szarości i daleko mu do prostych, czarno-białych podziałów. Jest to przepiękna opowieść o tym, że czasami warto się do siebie po prostu przytulić i odpuścić pogoń za – najpewniej i tak nieosiągalnym – ideałem, który dla każdego i tak pewnie oznacza coś innego. I, co ważne, to historia o tym, że kobiety dają radę. Walczą z przeciwnościami, wspierają się, stoją za sobą murem, nawet jeśli nie zawsze i nie we wszystkim się ze sobą zgadzają, nawet jeśli dzielą je pokoleniowe różnice wieku. Ta malutka, zdana na siebie rodzina dzielnie stawia czoła tragediom (samobójstwa wśród najbliższych, ojciec, który odszedł bez słowa), wyzwaniu domowej edukacji w związku z wyrzuceniu Swiv ze szkoły za stawienie się dzieciakom, które jej dokuczały, czy wspomnianym już problemom zdrowotnym babci, ale ponieważ jest między nimi szczera, mocna więź, wszystko jest (mniej lub bardziej) pod kontrolą.
Oczywiście, w powieści nie brakuje kanadyjskich akcentów. Cała rodzina mieszka w okolicach Toronto. Często pojawiają się kawa i pączki od Tim Hortons, babcia nie przepuści w telewizji żadnego meczu Toronto Raptors z NBA, uwielbia też oglądać hokej. A gdy przez moment przebywa wraz ze Swiv w Stanach, za nic nie chce tam iść do lekarza obawiając się, że dostanie za to taki rachunek, że wszystkie trzy stracą dach nad głową – jest to naturalnie ukłon w stronę publicznej opieki medycznej, która jest w Kanadzie i przytyczek do jej sprywatyzowanej formy, jaka panuje w USA.
Serdecznie dziękuję Wydawnictwu Czarne za przesłanie mi książki. Przeżyłam dzięki niej wspaniałą literacką przygodę, która wywołała we mnie całą masę emocji i na pewno zostanie ze mną na dłużej. Bardzo Wam polecam Z ogniem, nieczęsto można przeczytać tak ważną i jednocześnie zabawną historię.
A na koniec – ulubiona piosenka babci Elviry. Creedence Clearwater Revivial i “Someday Never Comes”.
Miriam Toews Z ogniem (tytuł oryginalny Fight Night ), wydawnictwo Czarne, 2024. Przekład Rafał Lisowski.