„Ludzi rzadko interesują suche fakty, o wiele lepiej zapadają im w pamięć ciekawe, wzbudzające emocje historie.” – Chris Hadfield, były astronauta i dowódca Międzynarodowej Stacji Kosmicznej opowiada Maple Corner o swojej nowej karierze pisarza.

Chris Hadfield to pierwszy kanadyjski astronauta w historii, który:

- był dowódcą Międzynarodowej Stacji Kosmicznej
- odbył spacer w przestrzeni kosmicznej
- operował robotycznym ramieniem Canadarm2.

Teraz pułkownik Hadfield został pierwszym astronautą, który udzielił wywiadu Maple Corner.

Oficjalna fotografia Chrisa Hadfielda w skafandrze kosmicznym. Autor: Robert Markowitz.
Źródło: Canadian Space Agency, CSA

Okazją do naszej rozmowy jest nowe wydanie Kosmicznego poradnika życia na Ziemi, które ukazało się pod koniec 2024 roku nakładem wydawnictwa Nauka. To Lubię.

  • Widziałam Pana wczorajszy post w mediach społecznościowych, serdecznie gratuluję narodzin wnuczki!

– Dziękuję, bardzo mi miło. To dla naszej rodziny wspaniały czas, mała jest zdrowa i po prostu cudowna. Jestem w tym momencie w Dublinie, a Pani?

  • W Polsce, w Gdyni.

– Nad Bałtykiem! Piękne okolice, ale macie tam porządne zimy.

  • Pod koniec zeszłego roku ukazało się nowe polskie wydanie Pana książki „Kosmiczny poradnik życia na Ziemi”. Mnóstwo ludzi rozmawia z Panem jako naukowcem, astronautą, inżynierem, czy pilotem, ale ja chciałabym się przede wszystkim dowiedzieć jak to w Pana przypadku z pisaniem – skąd pomysł na to, by zostać autorem książek, jak to się zaczęło?

– Odkąd pamiętam uwielbiam pisać, robiłem to już w szkole średniej, a później, gdy poszedłem na studia pisanie kreatywne i nauka o języku były jednymi z moich ulubionych przedmiotów. Ponieważ jednak moim największym pragnieniem w życiu zawsze było latanie w Kosmos, szybko do mnie dotarło, że dyplom ukończenia studiów literaturoznawczych zdecydowanie mi się do tego nie przyda. Uznałem również, że wolę iść na kierunek, na którym dowiem i nauczę się czegoś nowego – pisać i czytać w końcu już potrafiłem – dlatego finalnie poszedłem na studia inżynierskie, co nie znaczy, że przeszła mi miłość do pisania.

Od zawsze fascynował mnie język, to jak pomaga wyrazić myśli. Gdy mówię po rosyjsku, czy po francusku – być może Pani, gdy mówi po angielsku, ma podobnie – myślę inaczej, co ma związek z konstrukcją języka, którym się w danym momencie posługuję. To coś niezwykłego i szalenie intrygującego. Ciekawi mnie też jakie są najstarsze słowa w danym języku i dlaczego to akurat one wykuły się jako pierwsze. Lubię badać i tropić takie rzeczy.

Gdy byłem po trzydziestce dostałem propozycję napisania autobiografii. Bardzo się zdziwiłem, bo przecież wtedy jeszcze niczego szczególnie interesującego nie osiągnąłem. Kiedy jednak zostałem astronautą, moje życie stało się dużo bardziej publiczne, wymagało ode mnie na przykład wielu przemówień i wystąpień. To doświadczenie uświadomiło mi, że chociaż to, co mówię ma dla ludzi wartość, to jest to narzędzie dość niewydajne – mogę zwracać się na raz do, powiedzmy, trzystu osób, a przecież na Ziemi są miliardy, do których nie jestem w stanie w ten sposób dotrzeć, skoro muszę się gdzieś każdorazowo stawiać osobiście. Mądrzejsze wydało mi się zatem spisywanie tego, co mam do powiedzenia, bo to sprawi, że z jednej strony dotrę do większej ilości odbiorców, a z drugiej moje przemyślenia zyskają na spójności. Ta obserwacja pchnęła mnie do napisania mojej pierwszej książki, czyli Kosmicznego poradnika życia na Ziemi. Ta pozycja to efekt trzydziestu lat nie tylko rozwoju mojej kariery i mnie samego jako człowieka, ale także nadziei na to, że to, czego doświadczyłem dotrze do jak największej ilości osób i może pozwoli im nieco inaczej spojrzeć na swoje życie. Ludzie rzadko rejestrują suche fakty, o wiele lepiej zapadają im w pamięć ciekawe, wzbudzające emocje historie i może dzięki temu po lekturze Poradnika szybciej ktoś przypomni sobie coś, co ułatwi mu wykonanie jakiegoś zadania, albo poradzenie sobie z konkretną sytuacją.

Bardzo się cieszę, że czytelnicy w Polsce znów mają okazję zajrzeć do tej książki. Wiem, że są wykładowcy, którzy włączyli ją na listę obowiązkowych lektur na swoich kierunkach, uniwersytet stanowy Stan Houston w Teksasie zbudował wokół niej program nauczania dla wszystkich studentów pierwszego roku, mam też wiedzę o ewangelickich pastorach w Stanach Zjednoczonych, którzy używają jej jako inspiracji do swoich kazań. Wszystko to pokazuje, że ludzie widzą wartość tej książki a docieranie do nich było właśnie głównym powodem, dla którego zdecydowałem się ją napisać.

Chris Hadfield, autor zdjęcia: Shye Klein
  • Jak długo pracował Pan nad książką?

– Kilka lat. Obecnie staram się pisać coś nowego mniej więcej co dwa lata, ale wtedy zajęło mi to więcej czasu, bo jednak potrzebowałem pomocy – nigdy wcześniej nie napisałem książki, musiał mi ktoś wytłumaczyć jak to się robi. Zacząłem współpracę z zawodową autorką, Kate Fillion, która bardzo dużo mnie nauczyła. Nasza współpraca okazała się nadzwyczaj owocna, ponieważ Kosmiczny poradnik życia na Ziemi został wydany do tej pory w prawie trzydziestu językach. Jakby tego było mało, ta książka do dziś zajmuje topowe miejsca w zestawieniach najlepszych pozycji poradnikowych wszechczasów. Czyste szaleństwo, jestem z tego ogromnie dumny!


Z czasem nauczyłem się pisać samodzielnie, chociaż przy tej pracy nigdy tak naprawdę nie jest się samemu – wokół siebie ma się osoby będące źródłem inspiracji, dbające o ciebie w czasie, w którym jesteś pochłonięty pisaniem, do tego są agenci, wydawcy, redaktorzy, marketingowcy, czy dystrybutorzy. Mój historyczny, naukowo-fantastyczny dreszczowiec The Apollo Murders napisałem jednak sam jako autor, zresztą, dokładnie wczoraj skończyłem czytać próbny egzemplarz trzeciego tomu tego cyklu pt. The Final Orbit. Jestem z tej książki bardzo zadowolony, uważam, że to najlepsza część całej trylogii.

  • Czy są szanse na to, by ta seria ukazała się w Polsce?

– Do tej pory The Apollo Murders ukazało się bodajże w piętnastu językach, niestety to, gdzie się pojawi w żadnym stopniu nie zależy ode mnie. Do mojego agenta, Ricka Broadheada, musi zwrócić się chętny wydawca, a ja od Ricka dostanę co najwyżej maila z informacją, że ktoś się zgłosił i jakie są szczegóły umowy. Mam nadzieję, że ktoś z Polski zdecyduje się wydać ten cykl, bo myślę, że to naprawdę ciekawa, osadzona w czasie Zimnej Wojny historia.

  • W „Poradniku” kładzie Pan nacisk na to jak to, czego nauczył się Pan podczas swoich kosmicznych misji może pomóc w różnych sytuacjach na Ziemi, na przykład dobra współpraca, mądry podział obowiązków, czy drużynowe rozwiązywanie problemów. A odwrotnie? Ciekawi mnie jakie Pana ziemskie doświadczenia przydały się Panu w Kosmosie.

-Wymyśliłem sobie, że będę astronautą oglądając lądowanie na Księżycu. Miałem dziewięć lat i uznałem, że skoro Neil Armstrong i Buzz Aldrin tego dokonali, to nic nie stoi na przeszkodzie, żebym i ja kiedyś spróbował. Brakowało mi jednak konkretnych umiejętności, których potrzebowałem się nauczyć, żeby mieć szansę na spełnienie swojego marzenia, musiałem na przykład nauczyć się latać. Latanie jest niebezpieczne, wymaga skupienia, determinacji, priorytetyzacji, błyskawicznego podejmowania decyzji, uczy też dobrej komunikacji. Wszystkie te cechy, niemalże jeden do jednego, można przenieść na sytuację pilotowania statku kosmicznego i pracy astronauty. To, czego nauczyłem się w Royal Canadian Air Force a później jako pilot myśliwców wielozadaniowych i pilot oblatywacz dało mi nie tylko umiejętności czysto praktyczne, ale również dobrze nastawiło mnie mentalnie do pracy podczas misji kosmicznych.

Ponadto, w wieku czternastu lat znalazłem się na obozie dla młodych liderów, gdzie dowiedziałem się co to znaczy być przywódcą i jakie cechy pomagają w zostaniu nim. Zafascynowało mnie to. Nauczono mnie tam, że lider wpływa na zachowanie swojej załogi, czy grupy w taki sposób, by dobrze wykonała powierzone jej zadanie. Wbiłem to sobie mocno do głowy i korzystałem z tej maksymy kiedy zostałem dowódcą Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, konstrukcji wartej ponad 150 miliardów dolarów. A ponieważ załoga Stacji jest międzynarodowa, to fakt, że poleciałem na nią znając nie tylko angielski, ale również rosyjski – uczyłem się go przez dwie dekady, ponadto mieszkałem w Rosji pięć lat, byłem tam dyrektorem operacyjnym NASA – i francuski również okazał się przydatny. Nie chodzi nawet tylko o komunikację – znajomość innego języka pozwala nam dostrzec i zrozumieć, że ktoś, z kim będziemy współpracować dorastał w zupełnie innym środowisku i kulturze niż my. To niezwykle cenna perspektywa.

Materiały prasowe NASA przed startem Ekspedycji 35 na Międzynarodową Stację Kosmiczną.
Źródło: Wikipedia, domena publiczna

No i muzyka. Od dziecka gram na gitarze i chociaż nigdy nie zajmowałem się muzyką zawodowo, to pełni ona w moim życiu bardzo ważną rolę. W szkole średniej grałem na puzonie, od zawsze udzielam się w jakichś zespołach. Podczas mojej trzeciej kosmicznej misji udało mi się nawet zrobić teledysk, więc to również mi się przydało.

  • W Polsce trzymamy kciuki za Sławosza Uznańskiego-Wiśniewskiego, który wyruszy wkrótce na Międzynarodową Stację Kosmiczną i będzie drugim Polakiem w Kosmosie w historii.

-Miałem okazję poznać pana Mirosława Hermaszewskiego, spędziłem z nim trochę czasu. Przemiły, troskliwy, myślący o innych człowiek, który powiedział mi jak bardzo ma nadzieję na to, że ktoś z Polski znów poleci w Kosmos. I w końcu to się stanie! Pan Uznański poleci zresztą z moją koleżanką, Peggy Whitson.

  • Sporo ludzi w Polsce ucieszyło się, gdy okazało się, że pan Uznański zabiera ze sobą nie tylko flagę ze skafandra Mirosława Hermaszewskiego, czy bryłkę soli z Wieliczki, ale również pierogi. Ciekawi mnie co Pan wziął ze sobą na pokład ISS?

-Zawsze zabiera się ze sobą coś z domu. W moim przypadku były to smakołyki zrobione z syropu klonowego – cukierki i ciastka – a ponadto, w ramach ogólnokrajowego konkursu, każda z prowincji podesłała coś, co miałem wziąć, na przykład dżem, czy czekoladę. Ale opowiem Pani pewną ciekawostkę. W Kosmosie kawa i herbata, którą pijemy musi być w specjalnych torebkach. Nie da się do nich dodać śmietanki, czy cukru, więc mamy do dyspozycji już gotową, nieszczególnie smaczną mieszankę. Jest jednak kanadyjska kawa firmy Tim Hortons, którą zabrałem ze sobą na pokład Stacji i jak tylko Rosjanie, a zwłaszcza Roman Romanienko, jej skosztowali, każdą inną zaczęli nazywać deputy coffee, kawą zastępczą, ewentualnie wice-kawą.

Chris Hadfield na pokładzie Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Źródło: profil Chrisa Hadfielda na Facebooku
  • Jakiś czas temu w swoich mediach społecznościowych informował Pan, że pojawiły się szanse na filmową, bądź serialową ekranizację The Apollo Murders. Czy znane są jakieś konkrety?

-Owszem, było takie zainteresowanie, sprzedaliśmy prawa jednemu producentowi i przez kilka lat faktycznie trwały prace nad ekranizacją, ale na ten moment sprawa przyschła. To się zdarza, dopięcie na ostatni guzik tak dużego projektu niesie ze sobą wiele przeciwności do pokonania. Prawa w końcu wróciły do nas. Powstał scenariusz oparty na Kosmicznym poradniku życia na Ziemi, jakiś czas temu kolejny raz pojawiło się też zainteresowanie cyklem Apollo, ale trudno mi powiedzieć coś bardziej konkretnego. Mam nadzieję, że kiedyś coś z tego wyjdzie, ale nie z takim zamiarem napisałem moje książki. Jeżeli się uda to świetnie, ale ekranizacja będzie po prostu pewnym dodatkiem.

  • Jaką ma Pan rutynę jako pisarz?

-Piszę powieści osadzone w realiach alternatywnej historii, zatem praca nad nimi wymaga ode mnie porządnego, w zasadzie niekończącego się researchu. Poza tym, ponieważ sam mam doświadczenie z technologiami różnego typu, one również są w książkach i są dla nich newralgiczne – w drugiej części serii Apollo pt. The Defector, kluczowy dla fabuły jest na przykład myśliwiec MIG-25. Zagłębiam się jednak nie tylko w technikalia. Akcja thrillerów dzieje się w latach 1973 – 1975. Wydawały mi się szalenie ciekawym momentem w historii, zacząłem zatem wnikliwie badać ten okres pod kątem tego, co w tym czasie faktycznie miało miejsce a co ewentualnie mogłoby się wydarzyć. Takie badania pozwalają mi stworzyć szczegółową oś czasu, na przestrzeni której dzieje się fabuła, a także rzeczywistość, w której umieszczam moich bohaterów.

Na mniej więcej rok przed tym jak muszę oddać tekst do wydawcy, zaczynam pisać. Wstaję wcześnie rano, trochę się gimnastykuję, jem coś, szybko odhaczam z listy sprawy z danego dnia niecierpiące zwłoki i siadam do pracy. Piszę cały czas, aż do pory lunchu. Najpierw nanoszę poprawki na to, co napisałem dzień wcześniej, a później koncentruję się na tworzeniu nowych rzeczy. Kiedy jestem w takim uderzeniu, osoby, z którymi współpracuję wiedzą, że nie mogą mi w tym czasie umawiać żadnych spotkań, czy wywiadów, że w zasadzie nie ma mnie wtedy dla nikogo. Uwielbiam pisać w ciszy, na laptopie, najchętniej w naszym kanadyjskim domku nad jeziorem. Staram się narzucić sobie limit minimum tysiąca słów dziennie, ale nie zawsze to się udaje. Każdy, kto pisze wie, że zdarzają się dni, kiedy nie można wręcz oderwać się od pracy, ale bywa i tak, że wykrztuszenie z siebie jednego akapitu jest męczarnią. Wszystko zapisuję nie tylko na komputerze, ale również na dysku zewnętrznym, obowiązkowo mam przynajmniej dwie kopie najnowszej wersji tego, co stworzyłem. Zawsze warto też dać nieco autonomii swoim bohaterom, którzy zwykle lepiej wiedzą co powinni w danym momencie zrobić lub jak się zachować, niż sam autor! (śmiech)

Kosmiczny poradnik życia na Ziemi, wyd. Nauka. To Lubię.
Autor zdjęcia: Jacek Adamczewski

Czasami zdarza mi się fabularnie utknąć i wtedy zwykle pomaga mi pójście z żoną na długi spacer, przegadanie z nią tego, co akurat piszę i omówienie ślepego zaułku, w który zabrnąłem. Zeszłym latem, gdy znalazłem się właśnie w takiej sytuacji, pomógł mi z kolei mój syn, filmowiec, który ma ogromną wiedzę z wielu dziedzin. Opowiedziałem mu z jakim problemem się mierzę, dodałem, że powieść dzieje się latem 1975 roku, a on spojrzał na mnie, zastanowił się i zapytał, czy pomyślałem o tym, o tamtym, o owamtym, co się wtedy działo na świecie, a o czym ja nie miałem zielonego pojęcia! Podsunął mi dwa, czy trzy pomysły, które okazały się naprawdę zbawienne dla fabuły książki.

Kiedy wszystko jest ukończone, oddaję tekst moim redaktorom, którzy przysyłają mi swoje uwagi i spostrzeżenia – coś można wyciąć, z kolei coś innego wymaga bardziej szczegółowego wyjaśnienia – a na koniec tekst przechodzi poprawki gramatyczno-leksykalne. Zdarza się, że konsultuję się też ze specjalistami, na przykład osobami, które biegle władają językiem rosyjskim, z inżynierami, czy lekarzami, żeby mieć pewność, że wszystko jest w tekście tak, jak należy.

Chris Hadfield, autor zdjęcia: Max Rosenstein
  • Na co, lub kogo, jeśli chodzi o kanadyjską kulturę popularną zwróciłby Pan uwagę czytelnikom i czytelniczkom Maple Corner?

-Nie jestem ekspertem w tej dziedzinie, ale z Kanady pochodzi wielu wybitnych komiczek, komików i artystów, choćby Dan Aykroyd, Catherine O’Hara, Martin Short, Donald Sutherland i jego syn Kiefer, Ryan Gosling, czy Ryan Reynolds. Muzycznie na pewno polecam Celine Dion, Michaela Buble, Neila Younga, The Guess Who, Alanis Morisette, czy Bryana Adamsa… Z Kanady pochodzi cała masa niezwykle utalentowanych osób, ważne, by wiedzieć i pamiętać, że są od nas.

  • Co poleciłby Pan zobaczyć w Kanadzie?

-Och, to tak olbrzymi kraj… wszystko zależy od tego, czy lepiej ktoś się czuje w mieście, czy może na łonie natury. Hmm… Sądzę, że tak: warto wpaść wczesną wiosną na festiwal syropu klonowego, kiedy to syrop się zbiera, zagotowuje, wylewa na śnieg i je bezpośrednio z niego jego zastygłą postać. Takie miejsca, lasy z drzewami klonowymi, nazywają się sugar bush. Polecam Winter Carnival w Quebec City, zresztą, samo miasto jest niezwykle ciekawe, bo powstało w XVI wieku i to chyba najbardziej europejski zakątek Kanady a jednocześnie bardzo nietypowe miejsce jak na Amerykę Północną. Zdecydowanie wybrałbym się do Banff, czy Jasper w Albercie, gdzie jest przepięknie, zwłaszcza nad Jeziorem Louise. Dosłownie każdy metr kwadratowy tego miejsca wygląda niczym pocztówka. Nie można zapomnieć również o Wielkich Jeziorach, które warto opłynąć, ale absolutnie nie kajakiem a kanadyjką (canoe), tak, jak robili to ludzie już 10.000 lat temu. Co do miast, to na pewno polecam wypicie pysznej herbaty w hotelu The Fairmont Empress w Victorii… byłem tam, na herbacie właśnie, gdy nastąpiła erupcja wulkanu St. Helens. Było to tak głośne zdarzenie, że doskonale wszystko słyszeliśmy, chociaż przecież wydarzyło się na terytorium Stanów. Koniecznie trzeba zobaczyć wodospad Niagara i doświadczyć tej mocy i energii bijącej od wody. Ponadto, będąc w okolicy warto napić się wina, bo są tam genialne winnice, podobnie zresztą jak na zachodzie Kanady, w Okanagan Valley w Kolumbii Brytyjskiej.

Chris Hadfield (na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej) rzuca pierwszy krążek przed początkiem meczu
Toronto Maple Leafs
  • Nie mogę nie zakończyć naszej rozmowy nie pytając o Pana przeczucia odnośnie tego jak pójdzie Toronto Maple Leafs w tym sezonie.

-Cóż, są na czele swojej dywizji, spisują się genialnie, wygrali całą masę meczów pod rząd. Uważam, że jakościową zmianą w tym sezonie jest trener. Do tej pory ich szkoleniowcami byli ludzie, którzy nadawali się do trenowania drużyny w czasach pokoju, teraz, w końcu, mają kogoś, kto szykuje ich na wojnę. Craig Berube jako trener zdobył roku Puchar Stanleya w 2019 roku, jako zawodnik słynął z tego, że był niezwykle twardym, zadziornym gościem, ale co najważniejsze, doskonale wie jak przygotować grupę młodych mężczyzn na prawdziwą bitwę, bo tym tak naprawdę są play-offy. W sezonie zasadniczym chodzi w zasadzie o to, by grać ku uciesze kibiców i zakwalifikować się do gry o Puchar. A play-off to wojna i tu potrzeba innego podejścia, tak trenera jak i zawodników. Berube doprowadził naszą trzecią i czwartą formację do perfekcji i o to właśnie chodzi, żeby nie tylko pierwsza lub druga zmiana zdobywała bramki, ale, żeby cała drużyna składała się z równie dobrych zawodników. Uważam zatem, że w tym sezonie mamy nie tylko kapitalną ekipę na lodzie, ale również świetny sztab. Nigdy nie wiadomo co się wydarzy, ale w tym roku czuję zdecydowanie największy entuzjazm przed play-offami od 1967 roku.

Fragment wywiadu ukazał się również w serwisie Hokej.Net.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *