Śladami Maud i Anne, część pierwsza. Wizyta nad Jeziorem Lśniących Wód

W 2024 roku przypada 150 rocznica urodzin Lucy Maud Montgomery, jednej z najpopularniejszych pisarek na świecie, autorki cyklu powieści o Anne Shirley, ale również wielu innych książek, wierszy, opowiadań, czy dzienników. W jubileuszowym roku miałam okazję odwiedzić Wyspę Księcia Edwarda, zajrzeć na Zielone Wzgórze oraz do Muzeum Anne Shirley i Maud a także porozmawiać z osobami, które fascynują się zarówno autorką, jak i przygodami rudowłosej sieroty przygarniętej przez rodzeństwo Matthew i Marilli Cuthbert.

Wyspa Księcia Edwarda to najmniejsza prowincja w Kanadzie, żyje na niej zaledwie około dwustu tysięcy osób. Znaleźć tu można liczne, urokliwe latarnie morskie oraz malownicze klify uformowane z charakterystycznej, występującej jedynie tu, wysoko nasyconej żelazem gleby. Ta gleba idealnie nadaje się pod uprawę ziemniaków i jeszcze do niedawna, to właśnie malutka Wyspa Księcia Edwarda zaopatrywała w to warzywo większość Kanady. Obecnie ilościowo prześcignęła ją pod tym względem Alberta, ale ziemniaki z Wyspy uchodzą za najlepsze pod względem jakości i walorów smakowych.

Latarnie morskie i czerwone klify na Wyspie Księcia Edwarda. Źródło: prywatne archiwum autorki

W sezonie letnim przypływają tu liczne wycieczkowce, a turyści, którzy na nich przybywają, są rozwożeni autokarami po całej Wyspie. Ale nie, nie chodzi o podziwianie ziemniaczanych pól, chodzi o Anię z Zielonego Wzgórza.

Wyspa Księcia Edwarda żyje Maud i Anne Shirley. To tu można zwiedzić zarówno prywatne jak i państwowe muzeum poświęcone autorce i jej najsłynniejszej bohaterce, o której słyszeli czytelnicy i czytelniczki pod chyba każdą szerokością geograficzną. Tu zajrzymy do domów, w których Maud urodziła się i mieszkała i zobaczymy miejsca, które ją inspirowały, w końcu tu odwiedzimy jej grób. Na ulicach są drogowskazy prowadzące do miejsc (historycznych i turystycznych) związanych z kanadyjską pisarką i z Anne, znajdziemy sklepy sprzedające pamiątki związane z rudowłosą marzycielką, można też zorientować się, czy w “Anne Shirley Motel and Cottages” w Cavendish są wolne pokoje lub kupić bilety na wystawiany w teatrze w Charlottetown musical inspirowany powieścią.

Pierwszego dnia pobytu na Wyspie udałam się do Park Corner gdzie znajduje się prywatne “Anne of Green Gables Museum”, ale zanim tam trafiłam, odwiedziłam Bernadetę Milewski, która prowadzi blog Kierunek Avolnea, jest wielką znawczynią życia i twórczości LM Montgomery i ma dom nad Jeziorem Lśniących Wód, w sąsiedztwie wspomnianego muzeum.

Zwiedzając dom Bernadety nie ma się najmniejszych wątpliwości, że jest się z wizytą u kogoś, kto absolutnie kocha tak Maud jak i Anne Shirley. Jest tu całe mnóstwo uroczych pamiątek związanych zarówno z pisarką jak i rudowłosą sierotą – przepiękne grafiki, malunki, wyszywanki, lalki, figurki, makiety Zielonego Wzgórza, czy drobiazgi typu podstawki pod kubki. Mnóstwo wydań Ani… / Anne…, oprawiony autograf Meghan Follows, która wcieliła się w Anne Shirley w kultowej serialowej adaptacji powieści z końca lat osiemdziesiątych, a nawet list napisany przez Maud.

Bernadeta poczęstowała mnie przepysznym, własnoręcznie zrobionym pesto i nad tym smakowitym lunchem, przy szklankach napełnionych malinowym syropem, który jest na Wyspie sprzedawany w butelkach z podobizną Anne, porozmawiałyśmy o Maud, jej powieściach i nowym tłumaczeniu kultowego cyklu.

  • Kiedy po raz pierwszy zetknęłaś się z Anią z Zielonego Wzgórza?

Pierwszy raz przeczytałam Anię… jak miałam siedem lat. Książkę podarował mi starszy ode mnie kuzyn. Był rok 1981, mieszkaliśmy z rodziną w pokoju z kuchnią, w starym, poniemieckim domu, a ja po lekturze oznajmiłam, że pojadę kiedyś na Wyspę Księcia Edwarda, na co wszyscy tylko się uśmiechnęli. Później, już w stanie wojennym, przeprowadziliśmy się do domu, który wybudowali rodzice. W związku z tym, że niczego nie można było dostać, nic nie było ukończone, więc z początku zajmowaliśmy piwnicę. Wspominam to bardzo źle i kolejne książki o Anne Shirley zwyczajnie pomagały mi od tego wszystkiego w jakimś stopniu uciec. Gdy poszłam do liceum, zapomniałam o rudowłosej dziewczynie z odległej Kanady aż do momentu, gdy w pierwszym wypracowaniu po angielsku mieliśmy napisać o tym, gdzie chcielibyśmy pojechać. Wtedy wróciła do mnie zarówno Anne Shirley jak i Wyspa Księcia Edwarda.
W 2000 roku wyjechałam za mężem do Stanów Zjednoczonych, pięć lat później kupiliśmy dom. Pewnego sierpniowego wieczoru byłam w ogrodzie i zobaczyłam, że moi sąsiedzi właśnie wrócili z urlopu. Spytałam dokąd się udali i mnie zamurowało, bo odparli, że na Wyspę Księcia Edwarda! Okazało się, że moja sąsiadka stamtąd pochodzi! Uznałam, że teraz moja kolei i już tej sprawy nie odpuszczę.
Rok później przyjechaliśmy z mężem na Wyspę po raz pierwszy, na cztery noce. Byłam zachwycona, wszystko mnie urzekło, włącznie z Parkiem Narodowym PEI w Cavendish. Wróciliśmy do domu, wysłałam zdjęcia rodzicom i siostrze i na jakiś czas temat był dla mnie wyczerpany – marzenie zostało spełnione. Kilka lat później zajęłam się pracą charytatywną i poznałam kogoś, kto pragnął zobaczyć jak najwięcej zdjęć z Wyspy. Okazało się, że to wolontariuszka w hospicjum, która miała pod swoją opieką umierającą kobietę kochającą książki o Anne Shirley, która bardzo chciała zobaczyć moje fotografie. Gdy je dla niej przeglądałam, poczułam, że znów chcę się tam znaleźć, pojechać tam teraz razem z moją wówczas czteroletnią córką. Tak też się stało i tym razem wszyscy zakochaliśmy się w Wyspie Księcia Edwarda po uszy.

  • A jak to się stało, że zamieszkałaś na Wyspie, nad Jeziorem Lśniących Wód?

Jeździłam na Wyspę regularnie, założyłam też blog Kierunek Avonlea. W 2016 roku przeprowadzałam wywiad z Paulem Montgomery’m, ówczesnym właścicielem Złotego Brzegu (Ingleside).  Po spotkaniu z nim, w ogrodzie przy domu zauważyłam jego ojca,  Roberta, którego poznałam kilka lat wcześniej i postanowiłam się z nim przywitac. Podczas rozmowy, Robert spytał mnie, który to już raz jestem na Wyspie Księcia Edwarda. Gdy dowiedział się, że siódmy, skwitował to tak: „Najwyższy czas, żebyś kupiła tu dom!” W pierwszej chwili pomyślałam, że żartuje, ale nie. Co więcej, wskazał mi dom nad Jeziorem Lśniących Wód, który jest na sprzedaż i okazało się, że Robert ma do niego klucz i może mi go pokazać!

Z początku ten dom do mnie nie przemówił. Pamiętam wręcz, że kiedy jechaliśmy z mężem z powrotem do Connecticut nie zamieniliśmy na jego temat ani słowa, a jedyne zdjęcia, jakie mieliśmy to zrobione przez moją córkę, na jej iPadzie, ja nie zrobiłam żadnych. Gdy pokazałam je mojej koleżance, ona zupełnie nie była w stanie zrozumieć, co mi się w tym domu nie podoba. A ja za bardzo nie potrafiłam jej tego wyjaśnić! W końcu spytała: „Czy ty w ogóle możesz pozwolić sobie na to, żeby nie mieć domu na Wyspie Księcia Edwarda?” Hmm… Porozmawiałam jeszcze z jedną koleżanką oraz z siostrą i w końcu powiedziałam do męża: „Kupujemy!”.

Najpierw musiałam wymyślić jak spiąć budżet i pozwolić sobie na drugi dom, bo przecież musiałam jeszcze zaplanować czekający nas wydatek związany ze studiami córki. Udało mi się sporządzić plan, dzięki któremu, kupno domu stało się możliwe. I bardzo się cieszę, bo uwielbiam mieszkać nad Jeziorem Lśniących Wód, w sąsiedztwie prowadzonego przez rodzeństwo George’a i Pam Campbellów „Anne of Green Gables Museum”, chociaż nie do końca jest to sielanka. Zdarza się, że wyspę nawiedzają potężne huragany, szczególnie dwa dały tam wszystkim w ostatnich latach mocno popalić – Dorian i Fiona – a ja jednak na co dzień mieszkam ponad 1100 kilometrów dalej, więc ogromnie się bałam, co tu zastanę po powrocie.

Bernadeta Milewski przed domem Anne Shirley w Anne of Green Gables Heritage Place
  • Kiedy założyłaś blog?

W czasie trzeciego wyjazdu na Wyspę w 2013 r. Pomyślałam, że skoro ludzie tak często proszą mnie o zdjęcia z tych rejonów, to założę stronę, gdzie zamieszczę dziesięć, góra piętnaście wpisów, do których dodam dużo fotografii i będę miała gdzie wszystkich odsyłać. Od tego się zaczęło, ale szybko okazało się, że ciągle mam tematy, na które chcę pisać, więc artykułów jest tam już naturalnie znacznie, znacznie więcej.

  • Na czym polega fenomen Maud i Anne Shirley?

– Sporo ludzi ma swoje teorie na ten temat, ale moim zdaniem, Maud pisała w taki sposób, że nie miało to żadnego znaczenia z jakiego kręgu kulturowego byli, czy są ludzie czytający jej dzieła, każdy może się w tych książkach odnaleźć. Potrafiła stworzyć w swoich powieściach pewien rodzaj intymności, który sprawia, że wielu czytelników i czytelniczek ma wrażenie, iż napisała je konkretnie dla nich. Dzięki temu stają się bardzo lojalni i wracają do jej książek, bo coś w nich wzbudzają, coś poruszają. Ponadto, Maud pisze o Kanadzie, ale robi to tak uniwersalnie, że okazuje się, iż nie jest najmniejszą przeszkodą, czy to dla Koreanki, czy Japonki, czy Polki, by dokładnie wyobrazić sobie i zrozumieć to, co autorka chciała przekazać. Jestem na Wyspie na tyle długo i często, że widzę, iż ludzi przyjeżdżających tu z powodu Ani wcale nie jest coraz mniej, a wręcz przeciwnie, coraz więcej. W dziełach L.M. Montgomery jest niesamowita mądrość życiowa, doskonałe obserwacje i ogromna wiedza, oferują one współczesnym czytelnikom to samo, co pięćdziesiąt, czy siedemdziesiąt lat temu chociaż czasy się zmieniły… Chociaż, czy aby na pewno aż tak? Rilla ze Złotego Brzegu to bezsprzecznie najlepsza książka o I wojnie światowej napisana z perspektywy kobiet. Czytaliśmy ją w grupie czytelniczej na Facebooku w 2022 roku, gdy wybuchła wojna w Ukrainie. To jest niesłychane jak Rilla… jest aktualna i jak bardzo namacalna pomimo tego, że przecież powstała wiek wcześniej.

  • Jak zaczęła się Twoja współpraca z Anną Bańkowską i z Marginesami?

Moja kuzynka, która jest tłumaczką, napisała do mnie o swojej koleżance, która szykuje właśnie nowe, rewolucyjne tłumaczenie tej książki i spytała, czy Anna mogłaby czasami do mnie pisać, żeby skonsultować pewne rzeczy. Zgodziłam się i dodam, że w tamtym momencie zupełnie nie wiedziałam kim jest Anna Bańkowska i prawdę mówiąc hasło „rewolucyjne” spowodowało, że zaczęłam się obawiać, iż powstaje coś na wzór serialu Ania, nie Anna Netflixa. Tłumaczka dość długo się do mnie nie odzywała, aż w końcu dostałam od niej zaproszenie do znajomych i wymieniłyśmy kilka wiadomości. Przy pracy nad przekładem pierwszego tomu nie miałam żadnego większego wkładu, jakież zatem było moje zdziwienie, gdy okazało się, że jestem wspomniana we wstępie, który otrzymałam do przeczytania przez publikacją! Moją pierwszą myślą było to, że chyba nie bardzo chcę być w tym wstępie, ale przecież to tłumaczenie i tak przeczyta pewnie ledwie kilka osób! (śmiech) Przy pracy nad wszystkimi kolejnymi tomami byłam już bez porównania bardziej obecna.

  • Co myślisz o nowych polskich tłumaczeniach cyklu o Anne Shirley? Tytuł pierwszego tomu wywołał niemałe poruszenie.

Uważam, że to genialne, iż 150 lat po narodzinach Maud Montgomery, możemy się w Polsce emocjonować czymś takim. To nowe tłumaczenie jest pierwszym, które tak bardzo chce oddać to, co było w oryginale, a to doskonały pomysł. Przypominam, że mamy w Polsce już w sumie szesnaście tłumaczeńi ile z nich przeszło kompletnie bez echa! Ilu ludzi myśli, że są tak naprawdę dwa, klasyczne R. Bernsteinowej i to najnowsze Anny Bańkowskiej, które to pierwsze obala?

I szalenie podoba mi się to, co Marginesy zrobiły z tytułem, nawet jeśli ich decyzja zrodziła niejedną burzę, bo wiemy, że Maud chodziło właśnie o „szczyty” w sensie architektonicznym, a nie „wzgórza”, na których rzekomo stał dom. Spójrzmy na to tak – na Śląsku są familoki, budynki  mieszkalne, które powstały na osiedlach wokół kopalń i hut. Jeżeli powstałaby książka o Janku z familoka, to nie można byłoby tego przerobić na Janka z kamienicy, bo familok to nie kamienica. To jest istotne nie tylko językowo, ale również kulturowo. Podobnie utarło się, że dziewczyna mieszkała na facjatce. Nie, bo przecież nad jej pokojem był jeszcze strych, więc to też się nie zgadzało. Nie można też zapomnieć o tym jak zupełnie inaczej czytelnik odbiera Marylę, która lokuje przygarniętą sierotę na strychu a Marillę, która daje jej sypialnię obok własnej! Oczywiście, dla mnie ta książka to zawsze będzie „Ania z Zielonego Wzgórza”, a nie „Anne z Zielonych Szczytów”, bo to jednak zbitka, która wyryła się złotymi literami w świadomości czytelników i czytelniczek znad Wisły, ale nowy tytuł otwiera dialog i pozwala ludziom dowiedzieć się czegoś nowego. Poza tym, gdyby Anna Bańkowska zrobiła z wnętrzem tej książki wszystko to, co zrobiła, a ona ukazałaby się jako Ania z Zielonego Wzgórza, to dlaczego czytelnicy mieliby sięgnąć po tę wersję, a nie po którąkolwiek z wcześniejszych?

  • Jak w kilku słowach, bądź zdaniach, przedstawiłabyś Anię i książki o niej osobom, które w ogóle ich jeszcze nie znają?

Ania z Zielonego Wzgórza (lub Anne z Zielonych Szczytów) to wspaniała powieść, którą można odkrywać w każdym wieku. Prawdy w niej zawarte sprawdzają się w każdym czasie i pod każdą szerokością geograficzną. To książka, do której się wraca, kiedy jest źle i w której w czasie każdego nowego czytania, odnajduje się nowe wartości.

4 października, w Muzeum Emigracji w Gdyni, miała miejsce Noc Księgarń dedykowana Lucy Maud Montgomery i Anne Shirley. W jej trakcie odbyło się spotkanie, podczas którego Anna Bańkowska, autorka najnowszego tłumaczenia powieści, dr hab. Dagmara Drewniak, prof. UAM z Pracowni Literatury Kanadyjskiej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, Prezeska Polskiego Towarzystwa Badań Kanadyjskich oraz członkini Kanadyjsko-Polskiego Instytutu Badawczego w Toronto i Doktor Book, youtuberka i bookstagramerka, od lat zafascynowana książkami o Ani i ich autorką, rozmawiały o najnowszym przekładzie całego cyklu oraz o wątkach biograficznych Maud, które znajdziemy w powieściach o Anne Shirley. Spotkanie poprowadziła Natalia Soszyńska a Maple Corner było jednym z partnerów wydarzenia.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *