“Canada” Mike’a Myersa to urzekająca, ciepła, humorystyczna i wciągająca pozycja, która wymyka się konkretnym gatunkom i etykietom. Jest to trochę pamiętnik, trochę książka historyczna, trochę reportaż, a jeszcze trochę książka kulturoznawcza.
“Canada is not a famous country. The world knows nothing about us. Unlike America or Britain, our cuture is not a culture for export.” / “Kanada nie jest znanym krajem. Świat nic o nas nie wie. W przeciwieństwie do Ameryki czy Wielkiej Brytanii, nasza kultura nie jest robiona na eksport.”
I właśnie dlatego powstało Maple Corner
Mike Myers to pochodzący z Toronto komik i aktor, który przez wiele lat pisał skecze i występował w programie Saturday Night Live, ma w swoim dorobku m.in. główne, tytułowe role w Świecie Wayne’a, cyklu filmów o przygodach agenta Austina Powersa, czy serii o Shreku, w której użyczał głosu najsłynniejszemu ogrowi świata. Obecnie widzowie Netflixa mogą oglądać jego najnowszy komediowy serial “The Pentaverate”, który ugina się od około-kanadyjskich żartów, zwłaszcza pierwszy odcinek. Myers jest laureatem nagród MTV, nagrody Emmy, ma swoje gwiazdy na Canada’s Walk of Fame i na Hollywood Walk of Fame. W 2017 roku został odznaczony Orderem Kanady a rok wcześniej wydał “Canadę”.
Książka jest podzielona na trzy części, których tytuły składają się na wers hymnu Kanady: “TRUE / PATRIOT / LOVE” i każda z nich opowiada o innym etapie życia Myersa zarówno w swojej ojczyźnie jak i później w Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych – doświadczenie, które dało mu możliwość spojrzeć na swój kraj nieco bardziej krytycznie.
Autor, który jest synem emigrantów z Liverpoolu, z ogromnym sentymentem i pietyzmem odtwarza swoje dzieciństwo kładąc nacisk na jego kanadyjski aspekt, który ukształtował go jako człowieka. W książce jest mnóstwo anegdot, wglądu w kulturę Kraju Klonowego Liścia doświadczanej z perspektywy dziecka i nastolatka oglądającego kanadyjską telewizję, słuchającego kanadyjskiego rocka, wcinającego kanadyjskie smakołyki.
Myersom nigdy się nie przelewało, ale Mike podkreśla, że niczego mu w życiu nie brakowało, bo socjalne programy wsparcia dla obywateli, zarówno rządu federalnego jak i prowincjalnego, pozwoliły mu porządnie wykształcić się w państwowych szkołach – do których bez problemu dojeżdżał świetnie rozwiniętym transportem publicznym – i, w przeciwieństwie do Amerykanów, nigdy nie martwić się o rachunki związane z wizytami u lekarzy, czy pobytem w szpitalu. Nie mógł co prawda grać w hokeja na lodzie, bo rodziny nie było stać na drogi sprzęt dla trzech zainteresowanych tym chłopaków, ale razem z braćmi grał z powodzeniem w hokej uliczny oraz w piłkę nożną. Podkreśla, że w Kanadzie zawsze czuł się bezpiecznie, nawet spacerując samotnie w środku nocy, że w każdej chwili można było liczyć na pomoc sąsiadów i znajomych, że dorastał w poczuciu, iż kanadyjska wspólnota jest znacznie lepszym społecznym rozwiązaniem niż amerykański indywidualizm.
Myers przytacza okres premierostwa Pierre’a Trudeau, ojca obecnego premiera Kanady, który w latach sprawowania urzędu (1968-79) wprowadził projekt potocznie nazywany “The Next Great Nation“. Dał on obywatelom Kanady rewolucję kulturową (legalizując rozwody, aborcję i homoseksualność), kulturalną (pod postacią m.in. wysokich nakładów na rozwój państwowych mediów, ustawy Canadian Content (CanCon), która wprowadziła minimalną, obligatoryjną ilość kanadyjskiej muzyki w radiu, czy wystawę Expo w Montrealu) i historyczną (rozprawienie się z ruchami separatystycznymi w Quebecu, w tym z organizacją terrorystyczną FLQ – Frontem Wyzwolenia Quebecu).
Ileż tu jest smaczków! Pod względem kanadiany, czyli tego, jak Kanadyjczycy nazywają wszystko to, co kanadyjskie – historię, kulturę i obyczaje – książka Myersa jest nieprzebranym źródłem wiedzy i ciekawostek. Znajdziemy tu podrozdziały o kanadyjskim akcencie, tak przecież innym od amerykańskiego, słodyczach, przekąskach, piwie, hokeju (autor jest zagorzałym fanem Toronto Maple Leafs i zabawnie podkreśla jakim ta miłość jest źródłem frustracji), muzyce, czy telewizji. Publikację zdobią liczne zdjęcia i ilustracje, dzięki którym dokładnie widzimy jak co wygląda – od szkolnej legitymacji Myersa po papierek po jego ulubionych wiśniowo-czekoladowych cukierkach i zdjęcia zza kulis projektów filmowych i telewizyjnych, w których brał udział. Jest to cudowna podróż aleją wspomnień i nostalgii, a, jak wiadomo, nostalgia ma to do siebie, że często widzimy naszą przeszłość w być może nieco zbyt różowych barwach…
I tu zaczyna się ta bardziej krytyczna, gorzka, nasycona rozczarowaniem część opowieści o Kanadzie. Mając doświadczenie sceniczne (opisy podróży po całym kraju i przytaczane anegdoty towarzyszące występom na deskach teatrów i klubów w ramach trupy kabaretowej The Second City to czyste złoto) Myers wyjeżdża najpierw do Wielkiej Brytanii, gdzie w Londynie staje się znanym i docenianym artystą, a potem trafia do Stanów Zjednoczonych, do ekipy Saturday Night Live. Od momentu kiedy zaczyna swoją Kanadę odwiedzać kilka razy w roku, gdy już nie mieszka w niej na stałe, coraz słabiej ją rozpoznaje. Wymienia kanadyjskie firmy, które sprzedano amerykańskim koncernom, wspomina frustrującą polityczną stagnację i rozczarowanie kolejnymi konserwatywnymi rządami, w końcu ponury cień na jego relację z ojczyzną kładzie śmierć ojca – bolące wspomnienia o nim, będą Myresowi od teraz towarzyszyć za każdym razem, gdy przyjedzie do Toronto. Autor wspomina też tragiczne wydarzenia z 2014 roku, gdy w Ottawie dokonano zamachu terrorystycznego najpierw na National War Memorial a potem na budynek Parlamentu. W jego wyniku zginął oficer pełniący wartę pod pomnikiem. To zdarzenie przepełniło czarę goryczy, ale z tego mroku wyłonił się nowy premier, przywódca kanadyjskich liberałów, Justin Trudeau, co dla Myersa oznacza, że historia zatoczyła symboliczne koło i znów ma nadzieję na powrót tak dobrze mu znanej progresywnej i otwartej Kanady.
Publikację Myersa na okładce poleca sama Margaret Atwood, królowa kanadyjskiej literatury, więc z pewnością jest to lektura warta Waszego czasu. Ja sama jestem nią zachwycona. Z “Canady” bije ciepło beztroskiego dzieciństwa, poszukiwania własnej życiowej drogi w bezpiecznym kanadyjskim środowisku, ogromny szacunek do swojego kraju, ale też przytomne nieszczędzenie mu co bardziej gorzkich i krytycznych słów. Jest tu dystans, szczypta sarkazmu i duża dawka zdrowego rozsądku. “Canada” to skarbnica wiedzy o Kraju Klonowego Liścia podanej w przystępny i zabawny sposób. Za mało jest na naszym rynku publikacji pozwalających odkrywać ten kraj a książka Myersa to wręcz doskonała pozycja, nie tylko dla kanadofilek i kanadofili, ale dla wszystkich, którzy chcą dowiedzieć się czegoś nowego, wypłynąć na nie do końca rozpoznane literacko-geograficzne wody. Niestety, póki co “Canada” nie jest dostępna w Polsce, ale można ją u nas nabyć online, do czego bardzo zachęcam.
Przetłumaczyłam wstęp, być może zachęci Was do lektury:
Moja Kanada
Jestem aktorem, pisarzem, producentem, reżyserem, mężem i ojcem, ale żaden opis mnie nie jest kompletny bez dodania, że jestem Kanadyjczykiem.
Krąży taka anegdota, że nieżyjący już wspaniały kanadyjski komik John Candy został zaczepiony przez bagażowego na międzynarodowym lotnisku Pearson Airport w Toronto. Mężczyzna podszedł do niego i powiedział:
– Wow, John Candy! Pozwoli pan, że o coś zapytam – dlaczego jak tylko kanadyjscy komicy osiągną sukces, natychmiast przeprowadzają się do Stanów?
– Ale ja mieszkam w północnym Toronto.
– Oj, to szkoda, myślałem, że pan się jednak wybił.
Tak to wygląda jak się jest znanym Kanadyjczykiem, bo my w ogóle nie jesteśmy przyzwyczajeni do sławy. Kanada nie jest znanym krajem. Świat nic o nas nie wie, bo w przeciwieństwie do Ameryki, czy Wielkiej Brytanii, nasza kultura nie jest robiona na eksport.
John Candy był pierwszym komikiem w historii Hollywood, któremu płacono milion dolarów za film. Był też najbardziej przystępną osobą w tym biznesie. Legenda głosi, że był tak bardzo przystępny, że producenci jego filmów, aby udało się utrzymać założony przez nich harmonogram pracy, wołali go na plan pół godziny przed czasem, bo po drodze Candy i tak zatrzyma się i zamieni parę zdań z każdym, kto do niego podejdzie. Był szczerze zainteresowany wszystkimi, którzy chcieli z nim porozmawiać, bo nigdy nie przyszło mu do głowy, że jest od kogokolwiek lepszy, nigdy nie zadzierał nosa. Był kochany.
W 1992 roku dostąpiłem zaszczytu poznania Johna Candy w restauracji Wayne’a Gretzky’ego w Toronto, o niezwykle trafnej nazwie Wayne Gretzky’s Toronto. Zobaczyłem go po drugiej stronie lokalu, ale byłem zbyt onieśmielony, żeby się przywitać. John zauważył mnie, podszedł do mojego stolika (co zrobiło na mnie piorunujące wrażenie) i pogratulował mi „Świata Wayne’a”, który dopiero co wszedł do kin. Candy i Gretzky kupili właśnie grającą w Kanadyjskiej Lidze Futbolowej drużynę Toronto Argonauts. Poświęcił mi sporo czasu, dodał animuszu, zachęcił do dalszej ciężkiej pracy. Do tej pory uwielbiałem go jako komika, teraz pokochałem go jako człowieka. Był skromny, bezpretensjonalny, uprzejmy, taktowny, umniejszał swój własny sukces. Był… Kanadyjczykiem. Na koniec rozmowy dał mi dobrą radę: „Nigdy nie kupuj drużyny sportowej”.
Był jednym z najlepszych komediowych aktorów w historii, ale nie korzystał ze swojej sławy. Kanadyjczycy są tak samo podatni na interesowanie się celebrytami jak wszyscy inni na świecie, ale jednocześnie jest w naszej naturze coś, co każe nam patrzeć na popularne osobistości z pewną nieufnością. Marshall McLuhan, kanadyjski intelektualista i pionier medioznawstwa, powiedział o nas tak: „Kanadyjczycy to naród, który nauczył się żyć bez bezczelnie wybrzmiewających akcentów charakterystycznych dla wielu, upajających się swoim ego, mieszkańców innych krajów”.
Ten kanadyjski dystans wobec popularności jest we mnie cały czas i to pomimo tego, że mam pięćdziesiąt trzy lata i, o ironio, jestem osobą publiczną. Moje doświadczenie pokazało im, że sława nie ma żadnej oczywistej wartości. Naturalnie, jestem za nią wdzięczny i znacznie szczęśliwszy z tym, że dotarłem tu, gdzie jestem, niż, gdyby miało mi się to nie udać. Gdy ludzie narzekają na swoją popularność, brzmi to dla mnie tak, jakby mówili „Och, dlaczego płacą w mi w sztabkach złota, przecież one są takie ciężkie”. Sława jednak niewiele ma wspólnego z kreatywnością, powiedziałbym wręcz, że to choroba branżowa, na którą kreatywność zapada. Popularność jest doświadczeniem jak najbardziej realnym, ale zupełnie nie kanadyjskim i nic w dorastaniu w Kanadzie nie przygotowuje człowieka na stanie się osobą publiczną.
Mieszkałem w Kanadzie tylko od 1963 do 1983 roku, ledwie dwie dekady. Poza nią żyję już trzydzieści trzy lata, jednak moje kanadyjskie wspomnienia są niezatarte a ja sam robię, co mogę, by wiedzieć co dokładnie dzieje się w moim ukochanym kraju. Moja kanadyjskość ma wpływ na każdy aspekt mojego życia, do tego stopnia, że moi amerykańscy przyjaciele zarzucili mi kiedyś, że wręcz rozkoszuję się tym, że jestem Kanadyjczykiem. Przyznaję się bez bicia, tak właśnie jest.
Oto, czego w tej książce nie znajdziecie: nie będzie tu żadnych najnowszych kanadyjskich wydarzeń, w tym kulturalnych. Żyjąc w Stanach nie ma się szans na to, aby być na bieżąco z tym, co dzieje się w Kanadzie, bo chociaż dzielimy ze sobą najdłuższą otwartą granicę na świecie, chociaż jesteśmy swoimi największymi partnerami handlowymi i sojusznikami w NATO i w NORAD, nigdy w amerykańskich wiadomościach nie dowiesz się niczego o Kanadzie.
Nigdy.
Niczego.
Czego jeszcze w tej książce nie ma: jakichkolwiek odniesień do porozumień Meech Lake Accord, nie opowiem wam też o malarskiej Grupie Siedmiu, chociaż ją uwielbiam. Nie będzie ani słowa o polowaniu na foki, tudzież rzezi fok, jak zwał tak zwał. Nie natkniecie się tu na żadne szczegółowe opisy i przykłady karygodnego traktowania Pierwszych Narodów przez Kanadę ani ciągle trwających, skomplikowanych wysiłków na rzecz zdefiniowania i wyznaczania granic naszych wspólnych relacji. Wspomnę jednak, i to już teraz, że pomimo tego jak progresywna jest Kanada, jesteśmy jedynym krajem, który wyciął w pień i dokonał kompletnego ludobójstwa na rdzennej ludności – Beothukowie byli tubylczym ludem zamieszkującym terytorium obecnej Nowej Fundlandii. Ani jeden z nich nie został przy życiu, nie ma żadnego ich potomka, wszyscy zginęli, przepadli na zawsze. Straszny wstyd, ale niech inne książki zajmą się tym niezwykle poważnym tematem.
Mówiąc wprost, moja książka to ani definicyjna historia Kanady ani jej kompleksowy portret, to nawet nie są wspomnienia sensu stricto, to opowieść o trwającym ponad pół wieku związku z moją ojczyzną, który ciągle się pogłębia i ewoluuje. Może nie mieszkamy już w jednym domu, ale myślę o Kanadzie codziennie i niektórzy z moich amerykańskich przyjaciół zastanawiają się dlaczego jeszcze się z nią nie ożeniłem. Zrobiłbym to, ale niestety nie ma takiej możliwości. Sprawdzałem.
Niektórzy przeczytają tę pozycję i powiedzą „A czemu nie wspomniał o tym? A dlaczego nie napomknął o tamtym”? Moim jedynym apelem do wszystkich, którzy poczuli, że czegoś im w mojej książce zabrakło jest zachęcenie do spisania i wydania ich własnych historii i wspomnień, które ja z ogromną chęcią przeczytam.
Uwielbiam rozmawiać o mojej relacji z Kanadą, ale zawsze też bardzo mnie ciekawi jak z tym jest u innych Kanadyjczyków. Dorastanie w moim kraju jest wyjątkowym doświadczeniem i, gdy opowiadam o tym ludziom z innych krajów, odnoszę wrażenie, że mówię im o jakimś śnie, bo mało gdzie ten etap życia wygląda podobnie do tego, co było moim udziałem. Chcę przy tym zaznaczyć, że to dobry sen, żaden koszmar.
W 1967 roku Kanada skończyła 100 lat. Ludzie w całym kraju brali udział w przedsięwzięciach i wydarzeniach mających uczcić tę wyjątkową rocznicę. Ta książka to mój projekt na Stulecie, który co prawda oddaję z lekkim opóźnieniem, za co przepraszam, ale na 150-lecie będzie jak znalazł. W 2017 Kanada skończy 150 lat. Wszystkiego najlepszego! Pomimo tylu wspólnych lat, nadal cię kocham!
Szkoda, że brak polskiego tłumaczenia książki. Chętnie bym poczytał o Kanadzie oczami Mike’a.
Bardzo dziękuję 🙂
Wciąż szukam na rynku wydawniczym pozycji, w których mogłabym znaleźć serce i ducha kraju, którego kultura, zwyczaje w danym momencie mnie interesują. Chciałabym czytać tak o wielu europejskich krajach. Już wiem, po tym krótkim wstępie, że dzięki autorce Maple Corner mogłabym poznać kraj, którego najprawdopodobniej nie będzie mi dane posmakować w rzeczywistości. Świetnie czyta się fragment w jej tłumaczeniu! Chciałoby się więcej 🙂
Serdecznie dziękuję za te miłe słowa 🙂
Szkoda , że nie ma tłumaczenia na język polski chętnie bym przeczytała tą książkę .
Zdecydowania za mało jest ciekawych tytułów na rynku .
Też bardzo żałuję, że książka, póki co, nie ukazała się na polskim rynku 🙁
Nie wiedziałem, że Mike Myers zaangażował się tak bardzo w propagowanie Kanady. Wyobrażam sobie, że te opowieści czy sprawozdania pisane z jego humorem, muszą być interesujące 🙂
Mam nadzieję, że kiedyś trafię na tę książkę.
Są, są 🙂 trzymam kciuki, żeby się udało 🙂
O, lubię Mike’a, i faktycznie mało do nas dociera informacji o Kanadzie. Książka wygląda interesująco 🙂
Dzięki! 🙂 Też uważam, że wygląda super!
Bardzo ciekawe, chętnie przeczytałabym w języku polskim
Dziękuję! 🙂
Brzmi bardzo ciekawie! Mike Myers kojarzył mi się tylko z głupkowatym Austinem Powersem a tu takie zaskoczenie. Chętnie przeczytałabym tę książkę po polsku, szczególnie po przeczytaniu fragmentu tłumaczenia na stronie.
Bardzo dziękuję za miłe słowa! Tak, Mike Myers to zdecydowanie jeden z większych ambasadorów Kanady w świecie kultury popularnej 🙂
Interesujące! czekam na wersję pl!
Dzięki! 🙂
Ciekawe! Czekam aż będzie dostępna w polskich księgarniach.
Ja również! Dzięki! 🙂
Ciekawe jak to wygląda w porównaniu do Polski. Faktycznie kultura Kanady nie jest mi szerzej znana.
No właśnie, oby to się zmieniło, bo wiele osób nie zna jej lepiej. Zapraszam do lektury bloga, coś poradzimy 😉
Wow! Zapowiada się ciekawie! Czekam na polską premierę 😉
Tak, to jest naprawdę bardzo ciekawa książka 🙂 Oby doczekała się premiery w Polsce!
Cześć, chętnie przeczytam :))
Cieszę się, dzięki! 🙂