Tomasz Żaglewski to kulturoznawca, pracownik Instytutu Kulturoznawstwa na Uniwersytecie imienia Adama Mickiewicza w Poznaniu, badacz zjawiska superbohaterów we wszystkich jego wymiarach – historycznym, medialnym i kulturoznawczym. Autor kilkudziesięciu artykułów naukowych poświęconych fenomenowi superbohaterów oraz monografii Kinowe uniwersum superbohaterów. Analiza współczesnego filmu komiksowego i książki Superkultura. Geneza fenomenu superbohaterów.
- Zacznijmy od definicji – kto to jest superbohater i czym jest superkultura?
Jak wynika to z obecności przedrostka ‘super’, superbohater to pewien specjalny typ protagonisty, wyposażony w umiejętności/zdolności, które pozostają poza zasięgiem ‘typowego’ bohatera opowieści fantastycznych czy sensacyjnych. Superbohater to ktoś, kto przekraczać ma wszelkie ludzkie ograniczenia i słabości, a kto wyposażony jest jednocześnie w – przeważnie – skrajnie nierealistyczne moce, które dodatkowo wspierają ów ‘nadludzki’ wymiar superbohatera. Superbohater w swej esencji jest wreszcie współczesną realizacją prawdopodobnie najstarszej ludzkiej fantazji na temat przekraczania naszych ograniczeń i słabości, nawiązując swymi konceptualnymi korzeniami do epoki pierwotnych ludzkich plemion i istniejącej w ich ramach instytucji szamana, jako osobnika odpowiedzialnego za opiekę nad wspólnotą, ale posiadającą jednocześnie dostęp do ‘magicznej’ wiedzy. I w końcu superbohater to rodzaj fenomenu obejmującego swym zasięgiem praktycznie wszystkie dostępne media, który prowokuje swych miłośników i fanów do szczególnego rodzaju ‘konsumpcji’, polegającej na niezwykle intensywnym i zaangażowanym śledzeniu jego fikcyjnych losów oraz manifestowaniu swojego przywiązania do wybranego herosa lub przypisanego mu ‘uniwersum’. Owe praktyki uznać można za w pełni globalne i objawiające się w różnych częściach świata według za każdym razem nieco odmiennych, a jednak tożsamych względem siebie wzorców. Ta uniwersalność zainteresowania superbohaterami oraz ich nieustannie ekspansywny – w sensie komercyjnym, ale i kulturotwórczym – charakter tworzy zjawisko dzisiejszej superkultury.
- Mówimy „komiks”, lub „superbohater” i automatycznie myślimy o amerykańskich postaciach, które znamy z kart komiksów DC, czy Marvela, lub z całej masy filmów, które, w ciągu ostatnich lat zalały kina. Tymczasem Kanada ma wcale nie mniej bogatą, komiksową tożsamość i tradycję. Dlaczego zatem tak stosunkowo niewiele o niej wiadomo? Czy to tylko kwestia cienia wielkiego amerykańskiego kuzyna, który przyćmił kanadyjskich superbohaterów swoim olbrzymim wpływem na globalną kulturę popularną, czy może klonowe postaci są mniej zrozumiałe i gorzej odbieralne dla światowego odbiorcy?
W skali globalnej rozpoznawalności superbohater jest niemalże tożsamy z amerykańską popkulturą. Wynika to z jednej strony z rodowodu tych postaci – w końcu pierwotnym, pełnoprawnym superbohaterem był Superman, który zadebiutował na kartach amerykańskiej serii komiksowej „Action comics” w 1938 roku. Mało tego, wygląd Supermana miał wyraźnie odnosić się do amerykańskich barw narodowych – czerwieni i błękitu – a już pierwsze przygody tego bohatera miały wyraźnie kreować go nie tylko na nadludzkiego herosa, ale i przykładnego amerykańskiego obywatela, zamieszkującego typowo amerykańską metropolię. W dalszych latach to utożsamienie superbohaterów z USA ulegało oczywiście dalszemu pogłębieniu z racji wspomnianej ekspansywności tego wariantu opowieści za pomocą kolejnych serii komiksowych, filmów animowanych, seriali telewizyjnych i wreszcie współczesnych, blockbusterowych realizacji kinowych. O pozostawieniu w defensywie superbohaterskich historii z innych zakątków świata, które oczywiście także posiadają swoją bogatą historię i możliwy potencjał ekspansywny, zdecydowało jednak wyraźnie włączenie superbohaterów w ramy amerykańskiego przemysłu rozrywkowego, którego globalne oddziaływanie jest tu bezdyskusyjne.
prof. UAM dr hab. Tomasz Żaglewski
- Jacy są kanadyjscy superbohaterowie? Czym różnią się od amerykańskich? A może, zwyczajnie, niczym? Może to kopie postaci, które powstały pod gwiezdno-paskowym sztandarem?
Pewną regularnie występującą specyfiką w przypadku pozaamerykańskich historii o superbohaterach i superbohaterkach jest to, iż często stanowią oni/one rodzaj wariacji lub przetworzenia swojego amerykańskiego kuzyna bądź kuzynki. Jednocześnie jednak, powszechnym motywem w przypadku tego rodzaju ‘przechwytów’ okazuje się również próba ulokowania charakterystyki zaczerpniętej od amerykańskiego herosa w lokalnym kontekście. Z taką sytuacją mamy do czynienia chociażby w przypadku Nelvany, czyli jednej z ikonicznych superbohaterek kanadyjskich, która zadebiutowała w kanadyjskim komiksie już w 1941 roku (czyli jeszcze przed pojawieniem się amerykańskiej Wonder Woman!), a która według jej autora (Adriana Dingle’a) miała stanowić lokalną odpowiedź na sukces bohaterek zza południowej granicy w postaci np. oryginalnej wersji amerykańskiej Czarnej Wdowy czy też innej komiksowej bohaterki znanej jako Fantomah. Nelvana to przykład niemalże prototypowej ‘negocjacji’ pomiędzy lokalnymi, kanadyjskimi wpływami a modelem amerykańskiej superbohaterki, gdzie motywy eskimoskiej legendy o tytułowej Nelvanie zostały połączone z wyraźnie nawiązującymi do amerykańskich komiksów kodami wizualnymi w postaci wyglądu tej superheroiny, ubranej w rodzaj ‘typowego’ superbohaterskiego kostiumu, oczywiście z obowiązkową dla bohaterek w tamtym okresie krótką spódniczką. Nie zawsze jednak ‘lokalni’ herosi skazani byli na powielanie amerykańskich wzorców, a czasem wręcz wyprzedzali oni późniejsze pomysły obecne w amerykańskich komiksach. W przypadku rynku kanadyjskiego z taką sytuacją mamy do czynienia w przypadku bohatera znanego jako… Iron Man. Nie mówimy tu jednak o szeroko dziś znanym i lubianym Tony’m Starku i jego alter ego, przeważnie kojarzonym już współcześnie bardziej z filmów kinowych z udziałem Roberta Downey Jr., ale bohaterze, który pojawił się po raz pierwszy w marcu 1941 roku w magazynie Better Comics, jako podwodna istota, która odnajdując przyjaciół na powierzchni przyłącza się do sił Aliantów, aby zwalczać okręty Państw Osi na oceanach.
- Współtwórcą i pierwszym rysownikiem Supermana był Kanadyjczyk Joe Shuster, który Metropolis stworzył na bazie Toronto, a The Daily Planet, gazetę, w której pracują Clark i Lois, wzorował na The Toronto Daily Star. Superman jest archetypem, turboamerykańskim herosem odzianym w strój w narodowych barwach kraju. Czy ta jego kanadyjska cząstka jest jakoś szerzej znana? Bo mam wrażenie, może błędne, że masowemu odbiorcy ona umyka.
Jak wspomniałem wcześniej, postać Supermana właściwie od pierwszych chwil swojego fikcyjnego istnienia na kartach komiksów została wyraźnie zawłaszczona przez amerykańską wyobraźnię (manifestującą się np. we wspomnianych elementach wizualnych) oraz amerykański przemysł rozrywkowy, który silnie zaczął utożsamiać Człowieka ze Stali z amerykańskim interesem politycznym. Gdy Stany Zjednoczone przystąpiły do II wojny światowej, komiksowi superbohaterowie – w tym Superman – zostali już bezpośrednio zaprzęgnięci do ówczesnej propagandowej machiny, wspierając na kartach swoich przygód wysiłek wojenny Amerykanów, a dodatkowo nieustannie replikując amerykańskie barwy i symbole narodowe (flaga, orzeł, Statua Wolności itd.) w swoim rysunkowym towarzystwie. W rezultacie ów oryginalny kontekst kanadyjski w przypadku rodowodu Supermana – choć obecny – zszedł na daleki plan.
- Kanadyjski komiks rozwinął się w latach czterdziestych, by zapełnić lukę po amerykańskich zeszytach, których zaczęło brakować w wyniku War Exchange Conservation Act, ustawy nakazującej nieimportowania od Amerykanów rzeczy innych niż stricte niezbędne. Wtedy też powstały czarno-białe zeszyty zwane Canadian Whites. Jak potoczyła się ich historia? Czy ludzie przestawili się na rodzime komiksy? Czy ich pozycja wśród Kanadyjczyków i Kanadyjek się utrwaliła?
Niektórzy badacze komiksu uznają okres wydawania wspomnianych Canadian Whites za niemalże Złoty Okres w historii komiksu kanadyjskiego. To wówczas bowiem, za sprawą takich twórców jak Ed Furness, Ted McCall, Adrian Dingle, Gerald Lazare, Jon St. Ables czy Fred Kelly, Kanada doczekała się swoich pierwszych, rodzimych ‘gwiazd’ komiksu jak wspomniana Nelvana czy też Johnny Canuck – pierwszy rodzaj lokalnego, kanadyjskiego Kapitana Ameryki, który zadebiutował w 1942 roku. Pomimo swej niewątpliwej wartości historycznej i ‘płodności’ w zakresie oferowania czytelnikom nowych postaci, Canadian Whites przetrwały stosunkowo krótko i niedługo po zakończeniu II wojny światowej, po zniesieniu zakazu importu m.in. amerykańskich komiksów, przegrały rywalizację rynkową ze swymi południowymi kuzynami. Niewątpliwie jednak, w swoim ograniczonym czasie hegemonii komiksy z tego nurtu mogą być uznane za przykład oryginalnego, w pełni kanadyjskiego fenomenu zmierzającego do promocji ‘swojskich’ herosów.
- Kanadyjskim odpowiednikiem X-Menów jest grupa Alpha Flight. Komiksy z jej udziałem działy się najczęściej w kanadyjskich miastach (Toronto, Montreal, Halifax), co było zupełnie innym pomysłem niż tworzenie fikcyjnych lokalizacji jak na przykład Gotham, dzięki czemu czytający je kanadyjscy fani dostawali całkiem namacalne historie, w których rozpoznawali ulice swoich przedmieść. Historię Alphy otwiera Pierre Trudeau, ojciec obecnego premiera Kraju Klonowego Liścia. Sprawował on rządy w swoim kraju na przełomie lat 60 i 70. Trudeau rozwiązuje jednostkę Alphy i każe służbom znaleźć Wolverine’a, w którego kanadyjski rząd zainwestował niemałe pieniądze, a który zniknął. Czy takie urealnienie tła dla superbohaterów było czymś powszechnym, czy to zabieg, który przypadł w udziale akurat kanadyjskim komiksom? I jak to się w ogóle stało, że Marvel postawił na stworzenie w pełni kanadyjskiej super-drużyny?
W ramach swojej pozaamerykańskiej ekspansji, dwaj czołowi gracze na superbohaterskim rynku (domyślnie amerykańskim), czyli DC i Marvel często pozwalali swoim bohaterom na opuszczanie rodzimego terytorium USA i udawanie się w podróż do najdalszych nawet zakątków świata. W ten sposób na kartach komiksów pojawiały się historie rozgrywające się, m.in. w Japonii, Brazylii, Egipcie, poszczególnych państwach Europy (całkiem niedawno także w Polsce!), no i oczywiście również w Kanadzie. Wynika to z jednej strony z czysto ekonomicznej kalkulacji, wykazującej, iż dodając tego rodzaju lokalne warianty poszerzamy grono potencjalnie czytelników zainteresowanych danym tytułem komiksowym, a z drugiej z zainteresowania samych twórców tych historii, o często innym niż amerykańskie pochodzeniu. Interesującym zjawiskiem jest tu również to, iż tego rodzaju ‘wypady’ często wiązały się z wprowadzeniem jakiejś lokalnej grupy herosów lub pojedynczego herosa. Tak wygląda zresztą historia wspomnianej grupy Alpha Fight. Jej twórcą był urodzony w Wielkiej Brytanii, ale wychowany w Kanadzie John Byrne, który w 1979 roku wprowadził do komiksów Marvela wspomniany zespół, jako odbicie typowo ‘amerykańskich’ drużyn superbohaterów w postaci Avengers, X-Men czy Fantastycznej Czwórki. Poszczególni członkowie Alpha Flight mieli zatem nawiązywać m.in.do kultury Inuitów, francuskiego dziedzictwa, kanadyjskiej ikonografii itd.
- Odnoszę wrażenie, że superbohaterowie spod znaku liścia klonowego są niezwykle mocno zakotwiczeni w kanadyjskiej kulturze a ich losy odzwierciedlają historię kraju, z którego pochodzą. Jeden z nich ma na imię Puck, czyli „krążek”, co automatycznie kojarzy się z tamtejszą miłością do hokeja. Sasquatch to tak naprawdę nazwa kanadyjskiej Wielkiej Stopy. Aurora była jako dziecko gnębiona przez zakonnice, które się na niej wyżywały – trudno nie doszukać się tu echa kanadyjskiej tragedii szkół rezydencjalnych. Co więcej, jej brat bliźniak, Northstar, jest pierwszym gejem-superbohaterem. Pierre Trudeau zalegalizował homoseksualizm w Kanadzie jeszcze pod koniec lat 60, co było, jak na ówczesny świat niezwykle progresywną decyzją. Ponadto, Northstar ma historię bycia członkiem Frontu Wyzwolenia Quebecu, który w rzeczywistości przyczynił się w Kanadzie do całej masy niepokojów społecznych. Warto też wspomnieć o rdzennych postaciach na kartach kanadyjskich komiksów takich jak Equinox, czy Shaman, albo o Naryi, której moce w ogóle ograniczone są terytorialnie do Kanady, poza ojczyzną opada z sił. Dla kogo zatem były te komiksy, do kogo były kierowane? Czy miały budować poczucie dumy i patriotyzmy wśród Kanadyjek i Kanadyjczyków? A może przy okazji chodziło o przemycenie faktów z historii Kraju Klonowego Liścia do czytelników i czytelniczek w innych krajach, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych, gdzie tak naprawdę do lat 80, czy 90, nie było w zasadzie żadnej świadomości tego jakim państwem jest Kanada?
Trudno znaleźć tu jednoznaczną odpowiedź na tak zadane pytania, a być może jedyną sensowną odpowiedzią na każde z nich byłoby: to zależy. Sęk w tym, iż w przypadku omawianego zjawiska, jakim są próby ‘lokowania’ wyraźnie amerykańskiego w swej filozofii fenomenu, jakim są opowieści superbohaterskie, w pozaamerykańskim kontekście, możemy mówić o swego rodzaju pożądanym, ale do pewnego stopnia idealistycznym sprzężeniu zwrotnym. W idealnym układzie kreowanie w ramach tak zyskownych i globalnie rozpoznawalnych marek jak DC czy Marvel nowych bohaterów o korzeniach np. kanadyjskich powinno oczywiście sprzyjać globalnemu budowaniu świadomości na temat specyfiki kanadyjskiej kultury czy historii, zaś samym Kanadyjczykom dawać okazję do dumy z racji obecności ich reprezentantów w tak rozbudowanym systemie rozrywkowym. Nie można tu jednak zbytnio uogólniać, gdyż bardzo często wykorzystywanie postaci o pozaamerykańskim rodowodzie w amerykańskich komiksach ma charakter czysto dekoracyjny lub też co najwyżej w sposób symboliczny twórcy odnoszą się w nich do lokalnych kontekstów politycznych czy kulturowych, bez głębszej problematyzacji. Dyskutując zatem o potencjalnym budowaniu przez kanadyjskich superbohaterów świadomości na temat określonych wydarzeń bądź fragmentów z kanadyjskiej historii lub kultury musielibyśmy de facto brać pod lupę nie tyle samą intencję twórców bądź też wspomnianą eksploatację kanadyjskich symboli, ale ich faktyczne wykorzystanie w ramach konkretnych historii. Fakt, iż stworzymy postać o pseudonimie Kapitan Kanada, a na jego piersi umieścimy liść klonowy nie świadczy jeszcze o tym, iż stworzyliśmy bohatera o w pełni kanadyjskiej specyfice.
- I na koniec: Kapitan Ameryka, czy Captain Canuck? Co ich łączy, co dzieli? Który by wygrał konfrontację między nimi?
Captain Canuck jest przykładem bohatera, którego Jason Dittmer określił w ramach swojej książki o światowych kuzynach Kapitana Ameryki, jako przykład national superhero, czyli herosa, którego zarówno wygląd zewnętrzny (strój, symbol etc.), jak i przyświecające mu wartości mają mieć silnie ‘lokalny’ charakter, podobnie jak wygląd zewnętrzny Kapitana Ameryki i jego pseudonim wskazywać mają na konkretny geograficzno-polityczny kontekst. Stworzony przez parę twórców Rona Leishmana oraz Richarda Comely’ego w 1975 roku Captain Canuck to właśnie idealny kanadyjski national superhero. I choć prywatna tożsamość tego bohatera zmieniała się kilkukrotnie od chwili jego debiutu, to wciąż najbardziej chyba interesującym pozostaje jego oryginalne wcielenie, w którym Captain Canuck przedstawiony został jako globalnie niemalże rozpoznawalny superbohater, strzegący spokoju w – wówczas – futurystycznej wizji 1993 roku, w którym według wyobraźni autorów Kanada stać się miała światowym supermocarstwem. A jeśli chodzi o wynik hipotetycznego pojedynku, to dyplomatycznie musiałbym uznać, iż prawdopodobnie to Kapitan Ameryka mógłby zatriumfować z racji swojego dłuższego o ponad 30 lat doświadczenia w zakresie zwalczania zła i przestępczości na kartach dedykowanych mu amerykańskich komiksów.
Polecam też lekturę artykułu przedstawiającego głównych kanadyjskich komiksowych superbohaterów.