„Wiedziałam, że wystarczy po prostu ciężko pracować. Może nie zostałam obdarzona dużym naturalnym talentem, ale najważniejsza jest etyka pracy czy to artysty, czy sportowca.”
W latach 90 Pamela Anderson była w centrum uwagi całego świata. Sesje dla Playboya, jedna z głównych ról w bijącym wszelkie rekordy popularności Słonecznym patrolu, czy związki z kontrowersyjnymi rockmanami, wykreowały jej obraz wśród odbiorców kultury popularnej na całym świecie. Dziewczyny i kobiety chciały być nią, chłopaki i mężczyźni chcieli być z nią. Mało kto się wówczas zastanawiał nad tym jaka jest prawdziwa Pamela, nikogo to nie interesowało; chodziło tylko o to, żeby było miło i seksownie. Niewiele osób wysilało się, żeby za burzą blond włosów i powiększonym biustem dostrzec oczytaną, inteligentną i wrażliwą kobietę, która z biegiem lat zdecydowała się przekuć masowe zainteresowanie globalnych mediów swoją osobą w walkę o prawa zwierząt i aktywizm. Pogodziła się z krzywdzącym dla niej prywatnie wizerunkiem seksbomby i postanowiła zrobić z niego użytek, by naprawić chociaż odrobinę świata. Niedawny film dokumentalny zrealizowany dla Netflixa oraz autobiograficzna książka, która wkrótce po nim trafiła do księgarń pokazuje, że Pamela Anderson jest mocno uduchowioną, zahartowaną życiowo, nieco eteryczną osobą, dla której najważniejsze jest dobro jej synów oraz szerzenie świadomości ekologicznej wśród ludzi.
„Książka to mój jedyny prawdziwy przyjaciel. I przyroda. Zawsze jestem ciekawa i chce wiedzieć, czego próbuje mnie nauczyć. Wszystko jest jakąś wskazówką lub znakiem.„
Do pokazania się od tej strony pchnęło ją powstanie serialu Pam & Tommy, ośmioodcinkowej produkcji opowiadającej o słynnej seks taśmie Pameli i jej ówczesnego męża, perkusisty Mötley Crüe, Tommy’ego Lee. W filmie dokumentalnym Kanadyjka mówi wprost, że nikt nie konsultował z nią scenariusza, nikogo też nie interesowała jej perspektywa i emocje, tymczasem kradzież prywatnych nagrań wideo, które nigdy nie miały trafić w niepowołane ręce nie tylko załamała jej karierę, ale też zniszczyła ją nerwowo. Powstanie Pam & Tommy modelka odebrała jako kolejną gorzką falę upokorzenia, z którym zmaga się już od niemalże trzech dekad i postanowiła w końcu opowiedzieć opinii publicznej jak to wszystko wyglądało z jej punktu widzenia a przy okazji udowodnić, że od zawsze ma do zaoferowania dużo więcej niż swój seksowny image.
Pamela Anderson urodziła się na Wyspie Vancouver w setne urodziny Kanady, 1 lipca 1967 roku. Była starszym z dwojga dzieci pary zdecydowanie zbyt młodej i zbyt niedojrzałej, by zbudować swoim dzieciom stabilny zarówno emocjonalnie jak i finansowo dom i dać im bezpieczne, beztroskie dzieciństwo. Zarówno z książki jak i z filmu dowiadujemy się, że młoda Pamela nie tylko była molestowana seksualnie przez swoją nastoletnią opiekunkę, z którą czasami zostawała w domu, ale w bardzo młodym wieku została też zgwałcona. Jej rodzice byli względem siebie tak porywczy, że dzieci wraz z matką kilkakrotnie uciekały od ojca i pomieszkiwały u różnych członków jej rodziny lub znajomych. Nie można się dziwić, że gdy tylko Pamela osiągnęła pełnoletność, wyprowadziła się z domu, bo wolała pomieszkiwać kątem w mieszkaniu koleżanki i pracować przy promocjach w supermarketach niż spędzać z rodziną minutę dłużej niż z prawnego punktu widzenia musiała.
Jej światowa kariera zaczęła się od ogromnego zbiegu okoliczności. Wybrała się ze znajomymi do Vancouver na mecz futbolu, gdzie w trakcie przerwy z tłumu wyłoniła ją kamera. Pokazano ją na telebimach, co zauważył marketingowiec pracujący dla lokalnego browaru. Dziewczyna zrobiła na nim tak duże wrażenie, że odnalazł ją i zaproponował udział w kampanii reklamowej.
Niemalże chwilę potem do Pameli odezwał się Playboy i zaproponował sesję zdjęciową w Los Angeles. Kanadyjka przyjęła tę propozycję, przyjechała do posiadłości Hugh Hefnera i z miejsca oczarowała wszystkich swoją urodą i osobowością. Roznegliżowany debiut przed obiektywem wspomina jako doświadczenie wyzwalające, dające jej po raz pierwszy kontrolę nad własnym ciałem.
„Playboy był zaszczytem i przywilejem. Nigdy nie myślałam o tym jako o czymś niemoralnym lub sprośnym, ale niemożliwą do przewidzenia wadą było to, że mógł rzucić na mnie nieodpowiednie światło. To był mój wybór, przyjęłam swój los, ale przez to niektórzy ludzi stwierdzili, że nie zasługuję na szacunek. Nie dam się zniszczyć, tyle lat przetrwałam… Nic nie mogło mnie zranić bardziej niż ci, którzy już mnie zawiedli. Playboy dodał mi sił.”
„Przez całe życie uczono mnie, żebym była grzeczną dziewczynką. I dokąd mnie to doprowadziło? Donikąd. Chciałam się uwolnić, złamać zasady. Zaprogramowano mnie tak, bym uwierzyła, że nie jestem tak dobra jak inni. Dlaczego uważałam, że bycie samoświadomą, czy nawet seksowną jest złe? Po cholerę ta pieprzona nieśmiałość? Ona mnie tylko paraliżowała.”
Popularność Pameli Anderson wystrzeliła natychmiast i zaczęli o nią zabiegać producenci Słonecznego patrolu. To specjalnie dla niej została w serial wpisana grana przez nią CJ Parker. Produkcja o zawodowych i prywatnych perypetiach ratowników z kalifornijskiej plaży była pokazywana w ponad 140 krajach, co z jednej strony umocniło celebrycką pozycję Pameli, ale z drugiej zamknęło ją na dobre w skorupie seksownej blond piękności, z wizerunkiem stworzonym z marketingową precyzją pod kątem tego, co się sprzeda i za czym będą szaleć widzowie.
„Żartowałam, że moje piersi zrobiły własną karierę, a ja tylko się do nich przyczepiłam. W siłowni w rezydencji Playboya zgodziłam się je powiększyć, jak większość kobiet, a potem latami musiałam znosić podłe uwagi, na które nie byłam wtedy gotowa. (…) Podjęłam pochopną decyzję, kompletnie nieprzemyślaną.”
Ambitnej, oczytanej dziewczynie było ciężko, gdy z jednej strony image pozwalał jej na robienie zawrotnej kariery, a z drugiej bardzo trudno było jej się spod niego przebić. Jako kobieta czuła się raczej zdobyczą, świecidełkiem, które większość mężczyzn postawiłoby sobie na półce niczym trofeum, a tymczasem coraz mocniej kiełkowała w niej potrzeba aktywizmu i podejmowania wysiłku na rzecz bliskich jej sercu spraw związanych z naturą, prawami zwierząt i ekologią. Uznała zatem, że jeżeli blond włosy i obfity biust otwierają jej drzwi do osób decyzyjnych na najwyższych szczeblach władzy w różnych krajach, to w porządku – będzie dawać ludziom to, czego od niej oczekują i jednocześnie wykorzysta to, do osiągania własnych celów.
I wtedy wybucha afera z seks taśmą.
Pamiętam jak przez wiele lat krążyły w mediach opinie, że wszystko to z pewnością zostało zaplanowane, wyreżyserowane, że kto nagrywa takie filmy nie myśląc o późniejszych zyskach i rozgłosie. Historia tej taśmy opowiedziana z perspektywy Pameli Anderson burzy dosłownie każdy aspekt tej narracji.
Już na samym początku książki, modelka pisze tak:
„Pod wieloma względami byłam szalenie nieśmiała. Ale zwracanie uwagi innych mi się podobało – o ile wszystko działo się na moich warunkach.”
Na moich warunkach – kluczowe słowa. Trudno mówić, żeby to, co się wydarzyło zadziało się na jej warunkach, skoro nagrania zostały wykradzione z jej domu, wraz z całym sejfem, w którym się znajdowały, i przemontowano je tak, by seks wideo skleić ze zlepków różnych filmików z podróży poślubnej. „Na moich warunkach” zostało też kompletnie pominięte podczas spotkań z prawnikami, gdy Kanadyjka wraz z mężem usiłowali zablokować dystrybucję taśmy, co przy okazji obala też teorię o wielkich profitach. Co więcej, dystrybutor proponował Pameli i Tommy’emu 5 milionów dolarów za przyznanie mu praw do dystrybucji, co zostało bezwarunkowo odrzucone – im zależało tylko na odzyskaniu ukradzionych, najbardziej prywatnych rzeczy i zakończeniu tego publicznego koszmaru, analizowanego przez media pod każdym możliwym kątem i z każdej możliwej strony.
Zachowanie prawników, którzy przesłuchiwali Pamelę podczas rozpraw o odzyskanie materiałów to popis czystego szowinizmu i seksizmu. Wchodząc na spotkanie z nimi, jej oczom ukazał się zawieszony w pokoju duży plakat z jej aktem z Playboya. Od razu było wiadomo, jaki przebieg będzie miała rozmowa.
„Próbowali mnie przekonać, że nie mam prawa do prywatności, bo występowałam w Playboyu. Padało jedno upodlające pytanie za drugim – o moje ciało, ulubione pozycje i preferencje seksualne, miejsca, w których uprawiałam seks. Sugerowano, że prawdopodobnie lubię zwracać na siebie uwagę. Zastanawiałam się co to ma wspólnego z tym, że ktoś kradnie i sprzedaje naszą prywatną własność. (…) Byłam zestresowana, zraniona, upokorzona i smutna – w szoku, że ci dorośli mężczyźni mieli o mnie tak złe zdanie. Przecież w ogóle mnie nie znali!„
Kto wie, może gdyby takie nagrania zostały ukradziono komuś innemu niż światowej seksbombie, reakcja organów ścigania i prawników byłaby inna? Nie sposób jednak w tej sytuacji odczytać ich zachowania jako ucieleśnienia wyświechtanego sloganu, że „ma, co chciała” i niech teraz nie udaje świętej. Bo, wiadomo, miło popatrzeć sobie na zdjęcia Pameli Anderson na rozkładówce Playboya, ale w tej sytuacji, mimo wszystko, „ma za swoje”. A przecież jak na dłoni widać tu potężną różnicę kontekstów – tu pełna zgoda kobiety na pozowanie do aktów, sytuacja pod kontrolą zarówno prawną, finansową jak i psychologiczną, a tu kradzież jej własności, jawne robienie pieniędzy na tym przestępstwie i potem dalsze upokarzanie jej już w sądzie i w mediach. Nikogo ten kontrast w tamtym momencie nie interesował. Jednocześnie, z całą mocą dała o sobie znać kwestia podwójnych standardów i tego, jak afera z seks taśmą wpłynęła na karierę Pameli a jak na jej męża rockandrollowca:
„Tommy był gwiazdą rocka i chociaż ta sytuacja bardzo go męczyła, to miała tyko ubarwić jego legendę. Nie, żebym miała wygórowane ambicje i chciała zostać poważną aktorka, ale oboje wiedzieliśmy, że straciłam tym na to wszelkie szanse. (…) Ta taśma zniszczyła nam życie, począwszy od naszego związku, nie mówiąc już o tym, że to było przestępstwo.”
Seks taśma jest dla Pameli nadal na tyle bolesnym wspomnieniem, że powstanie serialu, którego osią fabularną jest właśnie ta afera, zostało przez nią odczytane jako kolejne medialne rozdrapywanie tej sytuacji i zarabianie pieniędzy kosztem jej samej oraz jej osobistego dramatu. Bez ogródek nazwała w mediach twórców Pam & Tommy „dupkami”, odmówiła też spotkania się z Lily James, aktorką, która gra ją w produkcji. I co, czy seks taśma faktycznie była obliczona na przyniesienie uwiecznionych na niej małżonków kosmicznych zysków? Skoro nawet trzydzieści lat później jej główna bohaterka odcięła się od serialowej produkcji i nie wzięła ani centa za sprzedaż jakichkolwiek praw do tej historii?
„Historia Dalidy przypomniała mi jak okropne może być życie celebryty, jak niektóre kobiety są boleśnie atakowane i jak bardzo boli bycie wykorzystywaną i uprzedmiotowianą. Popularność może zniszczyć każdy okruch wiary w siebie.”
Jak już wspomniałam, zarówno film Pamela, a love story jak i autobiografia Love, Pamela pokazują zupełnie inne oblicze Kanadyjki. Okazuje się, że jest bardzo zaangażowaną w wychowywanie swoich dzieci matką, która odrzuciła szereg propozycji, bo wolała być z synami i czuwać nad ich wychowaniem, wiedząc w jak trudnym medialno-towarzyskim środowisku przychodzi im dorastać. Zadbała o ich rozwój, edukację, ba, rozwiodła się z ich ojcem, jak często podkreśla miłością swojego życia, bo wiedziała, że może on mieć na nich destrukcyjny wpływ. Bardzo się Brandonem i Dylanem chwali, duma z synów wylewa się niemalże ze wszystkich stron książki.
Jest ogromnie zaangażowaną aktywistką, która gotuje posiłki dla uchodźców koczujących w Calais, działa wraz z PETĄ na rzecz praw zwierząt i wspiera dziesiątki charytatywnych akcji. Jest wreszcie niezwykle oczytaną, inteligentną i szalenie ciekawą świata osobą, która postawiła na własny rozwój, na szukanie i odkrywanie swojej ścieżki w życiu.
Tuż przed premierą autobiografii, w rozmowie z Howardem Sternem, modelka podkreślała, że wszystko napisała sama, że nikt jej w tym nie pomagał, do niczego się nie wtrącał, że zbudowała książkę na bazie swojej poezji i wspomnień, bo całe życie pisze pamiętniki.
Niestety, uważam to za błąd, bo książka, choć ciekawa i dająca kontrolowany wgląd w prywatne życie Kanadyjki, ma – w moim przekonaniu – sporo wad konstrukcyjnych. Pomoc redakcyjna przy jej tworzeniu byłaby naprawdę wskazana, by poprawić czysto techniczny odbiór tekstu. Jest tu mnóstwo dłużyzn, zbyt dużo detali i szczegółów, które niczego nie wnoszą, za to sprawiają, że opowiadana historia się rozmywa i rozwleka. Momentami wdziera się też narracyjny chaos, kiedy to opowiadając jedną rzeczy, autorka nagle robi wrzutkę o czymś innym, co miało miejsce wcześniej, tak, jakby sobie o czymś przypomniała. Takie rzeczy pasują do rozmowy przy kawie, ale książka powinna być jednak bardziej trzymana w ryzach. Zdecydowanym plusem jest natomiast brak zdjęć i jest to świetny zabieg – Pamela została obfotografowana z każdej strony tysiące razy, tu mamy skupić się na niej jako na człowieku, na jej życiu, emocjach, przemyśleniach, a nie na kolejnym zdjęciu w bikini. To mi się bardzo spodobało.
Nie ulega wątpliwości, że Pamela Anderson to interesująca, mająca dużą wiedzę o świecie, obdarzona ogromną wrażliwością społeczną i artystyczną osoba. Jest bardzo silną kobietą, która przyjęła pewną rolę, weszła w konkretny, nie do końca sobie przychylny schemat, ale przekuła go w działanie i zmienianie świata. Bardzo dobrze, że zdecydowała się opowiedzieć swoją historię własnymi słowami, bo zdecydowanie za dużo narosło wokół niej krzywdzących stereotypów i opinii.
Wszystkie cytaty w tekście pochodzą z polskiego wydania Love, Pamela, w przekładzie Emilii Skowrońskiej. Wydawnictwo Luna, 2023